Ogarnia mnie lekka depresja. Dzisiaj sprzedałem sprzęt, który pieczołowicie kompletowałem przez wiele lat. Tak naprawdę, to „dzieło” ostatnich 10 lat, setek pomyłek, kombinacji, frustracji, potoku wylanych łez. Dziwne to uczucie, mieszające się z niepewną, niezrozumiałą przyszłością, bo jak tu nagle nie być astrofotografem? Co robić, jak żyć?
Szaleństwo astrofotografii ogarnęło mnie gdzieś w 2002 roku. Pewnie wcześniej pstrykałem jakieś nocne koszmary, ale bez spektakularnych sukcesów. Potem nadeszła cyfrowa rewolucja i wraz z pojawieniem się na rynku Canona EOS 300D oszalałem zupełnie. Nigdy wcześnie fotografia kosmosu nie była tak bardzo satysfakcjonująca i wspaniała. Możliwości cyfrowej obróbki w której specjalizuję się zawodowo dały mi ogromne możliwości obrazowania kosmosu i sięgania tam, gdzie innym stąpać nie było dane.
Mam to szczęście, że w astrofotografii przeszedłem wiele szczebli. Od tanich zabawek, przez fajną średnią półkę, aż po światowy hi-end. Chwilami czuję się w tym temacie zrealizowany, a może nawet wydaje mi się, że sięgnąłem swojego sufitu. Nic więcej nie zrobię, pewne rzeczy stały się proste – wręcz banalne.
Wraz z każdą godziną „palenia” kosmicznych fotonów mam nieodparte wrażenie palenia jeszcze cenniejszych godzin realnego życia. Każda godzina poświęcona astrofotografii to godzina zabrana rodzinie, córeczce. To uzależnienie prowadzące w dosyć mroczną jaskinię na końcu której chyba nic nie czeka.
Od kilku lat zacząłem czuć silną potrzebę pójścia dalej, w nowym kierunku. Szukać supernowych, planetoid, a może czegoś więcej. Przestudiowałem w między czasie kilka książek, setki materiałów w internecie. Chciałem z projektem wystartować w 2 połowie 2012 roku. Wkrótce jednak miałem uświadomić sobie, że to jest w Polsce plan zupełnie irracjonalny. Statystyczna ilość pogodnych nocy jest tak niska, że każdy projekt naukowy traci sens, szczególnie, kiedy musimy „ścigać” się w odkryciach z kolegami z zagranicy, czy profesjonalnymi robotami.
Od kilku miesięcy nie byłem w stanie zaliczyć egzaminu w IAU MPC, żeby zdobyć numer dla mojego obserwatorium i móc samodzielnie zgłaszać obserwacje zawierające wartości dla nauki. Dlaczego? …Pogoda. Żeby to zrobić potrzebowałem 2-3 pogodnych nocy, do tego – pod rząd. Od blisko 7 miesięcy nie miałem na to szans. Jeżeli nawet trafiła się taka seria, to miałem inne zadania, albo brak czasu skutecznie to uniemożliwił.
Fatum, pech? Nie wiem. Fakty są bezlitosne. Od jesieni w Polsce pochmurne noce biją dramatyczne rekordy. Każdy kolejny rok był coraz gorszy, a przełom 2012-2013 to istny dramat dla każdego miłośnika nocnego nieba.
Kiedy do tego doda się koszty tej zabawy, zablokowane nierzadko setki tysięcy, to człowieka może ogarnąć zaduma. Gdzie jest granica i czy czasem inne priorytety nie są ważniejsze? Astromarket, Astropolis, nowa firma produkująca gry i aplikacje na smartfony i tablety, to wszystko czeka na to, żeby poświęcić im więcej czasu, móc się skupić, dopieścić, doinwestować. Nadszedł czas ciężkich decyzji. Podjąłem je i dzisiaj jestem już lżejszy o 100 kg sprzętu astronomicznego.
Każda katastrofa to wiele czynników występujących na raz w jednym ciągu. Tak też było w moim przypadku. Pogoda, brak czasu, nowe wyzwania, inne priorytety, potrzeba płynnej gotówki.
Czy żegnam się definitywnie z astrofotografią? Bynajmniej. Przestawiam jej priorytet z jednego z głównych driverów życiowych, na miłą poboczną pasję. Być może kupię sprzęt mniejszy, prostszy, tańszy. Lubię odkrywać perełki, poszukiwać świętych grali, eksperymentować z nowymi wyzwaniami. Mam już fajny pomysł, co może w racjonalnym budżecie zastąpić mój sprzęt z najwyższej półki. Przy okazji powstanie pewnie sporo fajnych (mam nadzieję) opisów na blogu – zdjęć także.
Może także dorosnę do tego, żeby napisać swoją książkę o tym, czym jest fascynująca podróż po kosmosie, zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Wstęp i konspekt do nie j napisałem już chyba w 2009 roku. Mam to szczęście, że zgłębiłem większość aspektów astrofotografii, na każdym jej poziomie. Może coś z tego się jeszcze urodzi. Same zdjęcia już na pewno nie wystarczą. Chciałbym pomóc innym nie popełniać moich błędów (i setek innych astrofotografów). Nie będę pisać o tym, jak utopić gigantyczne środki w budowę własnego obserwatorium, którego nie wykorzystacie przez fatalną polską pogodę. Wolałbym pokazać, jak astrofotografia może być fascynującym zajęciem wydając na nią racjonalne pieniądze, nie odbiegające od innych dziedzin potocznie zwanych – hobby. Jeszcze kilka lat temu nie było to możliwe. Dzisiaj mamy dziesiątki alternatyw, tanich możliwości robienia genialnych zdjęć kosmosu.
Siedzę na kanapie, w słuchawkach Spotify odkrywa dla mnie nową muzykę, a ja już rozmyślam, co właśnie straciłem i czego będzie mi bardzo brakować. Tekst ten powstał jako pewna forma autokuracji psychicznej i pewnie większego sensu logicznego nie zawiera. Przestrzegam przed jego nadmierną próbą zrozumienia.
PS. Patrząc na przykłady moich poprzedników, którzy definitywnie żegnali się z astrofotografią, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że to tylko kilkumiesięczny urlop. A więc – do zobaczenia wkrótce.
Czytałbym Twoją książkę!