Ech, wszędzie ta Ameryka, nawet w kosmosie… Nie żebym jakoś specjalnie oddawał cześć temu krajowi (w sumie sporo mu zawdzięczam), ale nie sposób nie spróbować sfotografować jej niebiańskiej alegorii – NGC 7000: Mgławica Ameryka.
Skąd ta nazwa? Chyba nie trzeba tłumaczyć. Faktycznie przypomina Amerykę północną z wyraźnie zarysowaną Florydą i całą Zatoką Meksykańską. A czym jest w rzeczywistości?
To mgławica emisyjna położona w konstelacji Łabędzia w pobliżu jasnej gwiazdy Deneb. Na niebie, patrząc gołym okiem, NGC 7000 jest prawie 5 razy (kątowo) większa niż Księżyc w pełni. Inaczej mówiąc – jest ogromnym obłokiem zjonizowanego wodoru (świeci w widmie Hydrogen-Alpha). Razem z IC 5070: Mgławicą Pelikan tworzy kompleks przedzielony absorbującym światło międzygwiezdnym pyłem, oddalony o blisko 2 tys. lat świetlnych na powierzchni 6 stopni (na tle nieba).
Obiekt dobrze widoczny nawet gołym okiem na nocnym, gwiaździstym niebie (ciemnym). Niestety, w tej chwili trwają „białe noce”, co utrudnia obserwacje.
Mimo to, udało mi się zrobić „szybkie” zdjęcie tej mgławicy. Oczywiście wrócę jeszcze do niej, bo jest to podstawowy cel letniego nieba. Pod koniec lipca noc będzie wystarczająco długa, żeby można było coś zrobić – w kontekście astrofotografii.